Lato 2020 zapamiętamy jako to pod znakiem pandemii. Większość z nas postanowiła pozostać swoich krajach. Ciekawe zjawisko: chroniąc się przed złowrogim wirusem Polacy skierowali się tłumnie nad bałtyckie plaże i mazurskie jeziora, gdzie spędzali swój czas walcząc o skrawek wolnej przestrzeni, gdy tymczasem wiele otwierających się dla turystów miejsc zwykle obleganych, świeciło pustkami. Gdzie indziej było zresztą podobnie jak w Polsce.. Włosi, szukając chłodu oblegali Dolomity, hiszpańskie plaże zdominowali Hiszpanie, a francuskie – Francuzi.
Tymczasem my postanowiliśmy poszukać naszych bezpiecznych miejsc gdzie indziej. Połowie czerwca, w pierwszym tygodniu po otwarciu części granic, ruszyliśmy do Chorwacji, aby przed morderczym bakcylem uciec na morze. Jak było miło doświadczyć w tym bałkańsko – słowiańskim kraju autentycznej radości zwykle zajętych liczeniem pieniędzy autochtonów z faktu, że przyjechali Polacy – bezcenne i rzadkie doświadczenie! A już nazajutrz, korzystne ciepłe wiatry pognały nasze jachty wynajęte za połowę zwykłej ceny, wokół Kornatów.
Żeglując po prawie pustym Adriatyku, cumując bez problemu w zatokach i marinach o zachodzie słońca, nie walcząc o miejsce przy kei ani o stolik w tawernie, wszędzie witani z radością, nie raz pomyśleliśmy: czyż nie mogłoby być tak zawsze?
I chociaż zapewne taki sezon już się nie powtórzy (z drugiej strony – oczywiście – dobrze!), niezmiennie będziemy zachęcać do wakacji pod żaglami, gdzie kontakt z naturą, przestrzeń i poczucie nieograniczonej wolności, są atutami nie do przecenienia!
Pusto, pusto, puściej…
Kilka tygodni później, w samym środku wakacji, kiedy zwykle na kurortowych plażach nie ma gdzie postawić stopy, zawitaliśmy na Kretę z zamiarem odwiedzenia miejsc, które zwykle omijamy ze względu na tłumy.
Chania, Matala zawdzięczająca swą sławę znanym postaciom z epoki hippisów, najpiękniejsze kreteńskie plaże: Elafonisi i Balos… puste przestrzenie, kryształowe wody, kwiaty przebijające plażowe piaski, żółwie podpływające do plaży… aż trudno było uwierzyć, że zwykle znalezienie parkingu w pobliży graniczyło z cudem, a na dojazdach tworzyły się długie korki. Używając słów cezara: przybyłem, zobaczyłem, zwyciężyłem! Myślę, że ci, co podjęli decyzje o wyjeździe, nie żałowali.
Szkoda, że aby doświadczyć tych zachwytów, świat musiał najpierw przestraszyć się i na chwilę zatrzymać.
Spragniony podróży?
Napisz do nas, pomożemy Ci się oderwać i wyjechać
Porozmawiajmy o twoim pomyśle!
513 069 728
ul. Strachocińska 209
51-518 Wrocław